Muzyka

sobota, 29 marca 2014

Od Blade'a: Jak tu dotarłem

Od Blade'a
Była dość późna pora. Szukałem jakiegoś miejsca do przenocowania, bo tułaczka, którą prowadziłem od jakiegoś czasu zaczęła mnie nużyć.
Jednak odpoczynek nie był mi dany, bo z poczułem dość silne uderzenie w głowę. Szczerze powiedziawszy nie miałem pojęcia skąd to coś się wzięło. W każdym razie zemdlałem.
Ocknąłem się w jakimś dziwnym miejscu. Było tu ciepło i wygodnie. Podniosłem lekko pysk do góry i dostrzegłem piękną, białą wilczycę z charakterystycznym wisiorem na szyi , która rozmawiała z jakimś wilkiem. Była bardzo słodka i urocza a zarazem nieco nieśmiała. 
Po chwili dostrzegła mnie i podeszła do mojego posłania.
- Dzień dobry. Jak się czujesz ? - zapytała i ładnie się uśmiechnęła.
- Chyba dobrze... - kręciło mi się co prawdą trochę w głowie ale to nie było chyba zbyt istotne. 
- W takim razie, jeszcze z dzień tutaj poleżysz. Jak byś czegoś potrzebował to mów, chętnie Ci podam. Ewentualnie jakbyś gorzej się poczuł to również mnie informuj.
Z jej wypowiedzi jasno wynikało iż była lekarką.
- Jestem Blade. 
< Kira? >

Od Kiry: Magia

Ta noc była bardzo nieprzyjemna... śniły mi się takie koszmary, że głowa mała. Jakieś magiczne, groźne stwory i zakazana księga, która była naprawdę bardzo niebezpieczna. 
Zerwałam się na równe łapy, gdy jeden z obrzydliwych trolli zaczął mnie gonić. Rozejrzałam się po jaskini. 
Amir tak uroczo spał więc nie chciałam go budzić. Bardzo nie lubię nocy, bo czuję się wtedy tak niepewnie. No ale cóż ...nie miałam co ze sobą zrobić więc postanowiłam się przejść bo okolicy. 
Po chwili dostrzegłam jakiegoś wilka siedzącego na kamieniu. Był odwrócony, a na dodatek było ciemno więc nie wiedziałam nawet czy to basior czy wadera. Zbliżałam się do tej postaci i zapytałam o coś co nurtowało mnie od dłuższego czasu.
- Czy uważasz, że istnieje coś takiego jak magia ?


<Ktoś?>

Od Wenus c.d Złoty kompas

Truchtem biegłam wzdłuż szlaku. Ciężkie tobołki sprawiały że szybko się męczyłam. Samotność również mi doskwierała. W watasze było z kim pogadać. Tu była głucha cisza. Miało to też swoje plusy. Gdyby ktoś mnie śledził zaraz bym go usłyszała. Na szczęście słyszałam tylko ziemię kruszącą się pod ciężarem moich łap. Brak jakichkolwiek dźwięków sprawiał że lękałam się choćby małego ruchu lub najcichszego głosu. Byłam cały czas w gotowości bojowej. Misja powierzona mi była bardzo ważna. Świadczyło to o tym jak wielkie zaufanie muszą mieć do mnie jednorożce. Żałuję że nie zabrałam ze sobą nikogo. Było dopiero południe a już byłam zmęczona. Magia na pewno by coś zdziałała lecz wykonując każde zaklęcie trzeba się liczyć z ceną jaką trzeba z nie zapłacić. Pomyślałam że przydałby mi się...koń...albo kucyk...tak kucyk! Kucyki mają bardzo silne grzbiety i są wytrzymałe. Najbliższe stado powinno znajdować się jakieś 5 kilometrów z tond. Bagaże były dość duże ale mogłabym je ukryć dobrze w jakiejś jamce. Teraz zajęłam się szukaniem małej nory lub dziury w ziemi. Niestety nie miałam szczęścia. Musiałam wszystko dźwigać. Cały czas utrzymywałam stałe tempo. Najbardziej lękałam się ludzi którzy wiosną przychodzą tu na polowania. Mają łuki i włócznie którymi z łatwością przeszyliby moje ciało. Taka odległość to nie lada wyzwanie. Mimo że posiadałam skrzydła nie mogłam ich ujawnić. Ktoś mógłby zacząć węszyć i byłby niepotrzebny problem. Słońce już chyliło się ku zachodowi gdy dotarłam do Rzecznej Polany gdzie od pokoleń mieszkało Stado Północne. Były to małe i bardzo kudłate koniki o niezwykłej wytrzymałości i wytrwałości na niesprzyjające warunki klimatyczne. Niestety nie umiały porozumiewać się z wilkami ale były bardzo wierne i lojalne. Właściciel konia i sam właściciel mogą żyć w niewiarygodnej harmonii. Stałam na wzgórzu. Północny wiatr wiał w moją stronę więc konie nie mogły mnie wyczuć. Trzeba przyznać że ten wiaterek był zimno choć bardzo przyjemny. Zrzuciłam toboły na wzgórze,wzięłam linę do pyska i pognałam w stronę wysokiej trawy. Dość szybkim krokiem szłam w stronę wysokich traw. Zeszłam do poziomu i zaczęłam się czołgać. Jeden fałszywy ruch a całe stado ucieknie w mgnieniu oka. Te kuce były wyjątkowo czujne. Niekiedy błędy młodych kuców były sprzyjające dla łowcy. I tym razem jeden z kucyków popełnił błąd który zapamięta do końca życia za który zapłacił własną wolnością. Odłączył się od grupy by dobrać się do soczystych listków. Kiedy tak skubał nie spodziewając się niczego skoczyłam na jego szyję wiążąc szybko węzeł i zaciskając sznur w paszczy. Wierzchowiec rwał się niczym szatan. Mimo małego wzrostu był silny jak nie jeden bojowy rumak. Nie spoglądałam w jego oczy. Gdybym patrzyła uznałby mnie za drapieżnika który chce go skrzywdzić. Po pół godzinie kuc dał za wygraną i pogodził się ze swoim losem. Ze mną nie będzie mu tak źle. Wierzchowiec który dał się złapać był dość rzadkiej maści. Zwykle kuce te nie charakteryzowały się takim umaszczeniem. Był to ogier maści ciemno-kasztanowatej tobiano. Miał może około półtora roku. Był troszkę wyższy od pozostałych. Może jakiś mieszaniec. Wyglądał tak:
Mocno trzymałam linę w pysku gdyby chciał się wyrywać. Szybko wykonałam prowizoryczną uzdę. Lina była mocna ale zrobiona z doskonałego i miękkiego materiału więc kuc nie był narażony na niewygodę. Postanowiłam nadać mu jakieś imię. Nazwałam go...Szatan! Idealne imię. Na informacje o swoim imieniu kucyk zarżał cicho jakby imię jak najbardziej mu odpowiadało. Wiedziałam że się zaprzyjaźnimy. Nie miałam zamiaru go więzić. Po prostu potrzebna mi była pomoc. Ze starego koca zrobiłam mu tymczasową derkę pod mój bagaż. Objęłam pasem ciało kuca i zacisnęłam mocno ale nie za mocno by Szatan nie był skrępowany. Na początku trochę przeszkadzało mu że musi nieść ciężki towar ale z czasem przyzwyczaił się. Zaczęło się ściemniać więc postanowiłam gdzieś przenocować. Podróżowanie nocą to głupota. Wróciłam na szlak którym zmierzałam mając już ze sobą małego pomocnika. Jeden koniec liny przywiązałam do uprzęży a drugi uwiązałam wkoło swojego brzucha. Kucyk stał się w pełni posłuszny ale wolałam zachować ostrożność. Znalazłam kępę krzaków z której byłoby niezłe schronienie. Tam też rozsiodłałam kuca is przywiązałam go do drzewa. Sama zaś rozpaliłam ogień i próbowałam coś przyrządzić ciepłego do jedzenia. Szatan skubał sobie trawę lecz po chwili zgiął kolana i położył się blisko ognia. Poruszał nozdrzami czując nieznany mu dotąd zapach gotowanej potrawy. Koń też zasługiwał na smakołyk. Pogrzebałam trochę w torbie i znalazłam tam pudełeczko pysznych czekoladowo-bakaliowych ciasteczek autorstwa Magicy. Wyciągnęłam jedno i podałam kucykowi. Powąchał przysmak i zaraz go zjadł. Ciastka Magicy były przepyszne. Żadne stworzenie nie mogło im się oprzeć. Szatan ułożył się wygodnie i zasnął. Ja tymczasem zjadłam gorący posiłek i rozłożyłam sobie posłanie. Ciepły koc oraz złożona w kostkę chusta były dość wygodne. Przykryłam Szatana zapasowym kocem i sama ułożyłam się do snu. Nie musiałam pełnić warty. Szatan ma doskonały słuch i jakby coś się działo to mnie obudzi. Szybko usnęłam śniąc o dalszych przygodach i niebezpieczeństwach jakie mnie jeszcze czekają.

C.D.N